Pisarze

Forum dla Pisarzy

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Moda

#1 2010-01-17 14:18:06

YoungWriter

Administrator

Zarejestrowany: 2009-11-30
Posty: 116
Punktów :   

Syny potępione

Kolejne, zapomniane opowiadanie.
Kolego chciał coś recytować, nagrywać i wrzucać do neta i poprosił mnie o krótki tekst. Niestety nie wypaliło, ale...

Nie zmuszam do poprawy, a jedynie przeczytania i oceny.

„Syny Potepione”

Tętent trzech koni wybijał równy rytm, w który bezmyślnie wsłuchany był Mekal, mag na usługach króla Arkela, władcę krainy Ludzi.
Jechał na przedzie szesnastoosobowego oddziału składającego się z dwóch najętych berserkerów dzierżących ciężkie, obosieczne topory, czterech łuczników, bardziej „na pokaz”, niż stanowiących znaczącą siłę w walce i dziesiątkę knechtów, po podstawowym przeszkoleniu.
Wojna trwała już drugi rok, więc potrzeba było jak najwięcej sił dostarczanych na front.
Walcząc z elfami trzeba było zwyczajnie przytłoczyć ich liczebnością i pozabijać łuczników, nim wybiją cały nacierający oddział.
Ci ludzie byli przymuszani do służby wojskowej, gdyż nikt nie chciał iść na pewną śmierć z rąk elfickich łuków.
Ci „dzielni wojowie” pochodzili z zakonu.
Zaraz po rozpoczęciu wojny i po sromotnej klęsce pod Entorem, król zakazał skazywania ludzi na śmierć, lub okaleczające tortury, a zamiast tego rozkazał zsyłać ich do zakonów karnych, gdzie poprzez modlitwę i ciężką pracę wracali na drogę prawości.
Przynajmniej w teorii...
Tak naprawdę przygotowywali ich pobieżnie do walki, dawali miecz, bądź łuk, czasem nawet zbroję i wysyłali na front pod wodzą generała, oficera i maga.
Takimi „eskortującymi” zostawało się w nagrodę, za szczególne zasługi, lub w wyniku trwałego okaleczenia.
W naszym kordonie Synów Potępionych dowodził stary generał Kyrin i młodzik Virdis, syn jednego z zamożniejszych baronów, który sypnął złotem gdzie trzeba i załatwił swojemu pierworodnemu w miarę bezpieczne zajęcie, które miało zrobić z niego mężczyznę.
- Coś chichy ten mag. – powiedział Virdis, młody i żywy jegomość, który w zbroi wyglądał równie komicznie, co wół w szlacheckim stroju.
- Aj głupiś jest, głupiś... – machnął ręką starzec – Mag to mag. Na swój sposób przydatny, ale pogadać se z nim nie pogadasz... – wygładził swoje siwiejące wąsiska i spojrzał na swojego podopiecznego.
- Hej! Na swój sposób przydatny? – ocknął się Mekal.
- No w otwartej walce szans nie macie, ale jak cię poosłaniać z wszystkich stron, to trochę nawojujesz... – starzec westchnął i odwrócił się przodem do kierunku jazdy.
Mag tylko bąknął coś pod nosem i poprawił swoją czerwoną szatę, oznaczającą przynależność do kasty elementalistów.
- Właściwie to po co nam ci magowie, co? – Głos Virdisa zabrzmiał nieco zbyt opryskliwie, co Kyrin skwitował groźnym spojrzeniem.
- Mówiłem, że czasem się przydają. Poza tym elementaliści, tak jak ten są na tyle narwani i napaleni na walkę, że samotnie wyruszą w pole. Szkód narobią, może przeżyją. Jednym słowem naszym chłopcom życie ułatwią. – wskazał kciukiem na wlekących się za nimi wojowników.
- Znacznie bardziej użyteczni są uzdrowiciele. Dzięki nim ponad połowa rannych...
- Zamknij się, młody! – powiedział Kyrin i skupił się na jeździe.
Zmierzchało, więc musieli rozbić obóz. Virdis jak zwykle miał dziesiątki pytań, które wypluwał z siebie jedno po drugim.
- Dlaczego nie śpimy w lesie. Na trakcie może nas każdy zobaczyć.
- I znowuś głupi kiep jest. – Zadrwił starzec. – Z kim walczymy?
- Z elfami.
- A gdzie elfy czują się najlepiej?
- W lee... Aha. Dlatego nie śpimy w lesie.
Stary wojownik wydzielił dwoje strażników, kolejnej dwójce rozkazał rozpalić ognisko, a cała reszta miała iść spać.
Sam zdjął zbroję, położył obok siebie miecz i po chwili chrapał w najlepsze pozostawiając resztę obowiązków na barkach Mekala.

Nastał znów dzień. Trójka przywódców wsiadła na konie i ruszyła przed siebie. Wojowie, których prowadzili zbierali się jeszcze w bezładną kolumnę, lecz najwyraźniej zrezygnowali i ruszyli w luźnym szyku za swoimi przewodnikami.
- Co zrobimy gdy już odstawimy te żółtodzioby na front? – Rozpoczął bombardowanie pytaniami Virdis
- Pójdziemy do tawerny, wypijemy piwko i pójdziemy do klasztoru po kolejnych. Może nawet pozwolą nam odpocząć kilka dni... – westchnął zmęczony życiem Kyrin.
- A... – zaczął młodzik, ale generał podniósł nagle rękę i ściągnął lejce.
- Stać. Formuj szyk, tarcza przy tarczy! – Wydał rozkaz Kyrin i sam sięgnął po miecz.
Zdezorientowani wojownicy ustawili się byle jak jeden przy drugim, tworząc krąg i  zamykając w środku czterech łuczników. To chyba jedyne co zapamiętali ze szkolenia.
Nagle spośród drzew wyfrunęła zwiewnie strzała i przebiła gardło jednego z wojowników, który po chwili leżał bez życia na ziemi.
- Mekal! Wal w drzewa! – zdążył krzyknąć Kyrin, nim jego koń został trafiony i runął na ziemię.
Mag zaczął coś szeptać pod nosem i po chwili dziesiątki kul ognia pędziły w stronę drzew otaczających trakt.
Virdis sięgnął po miecz i obrócił konia w stronę, z której nadleciała strzała.
Gdy Kyrin się pozbierał złapał za swój dwuręczny miecz i stanął w postawie obronnej, czekając na atak.
Gdy Mekal posłał drugą serię pocisków, spomiędzy drzew wybiegł płonący elf, krzycząc wniebogłosy i próbując zgasić okalające go płomienie.
- Elfy! Gotuj broń! – krzyknął stary generał.
Rekruci sięgnęli po miecze, gdy nagle zalała ich fala dziesiątek elfickich wojów wybiegających ze wszystkich stron i nacierających z wprost niewyobrażalną siłą.
- Nie podołamy! – Spanikował Virdis widząc wielką armię wroga.
- Cicho! Łap za miecz i walcz! – powiedział Kyrin tnąc brzuch jednemu z elfów.
Rekruci padali jeden po drugim czyniąc niewielkie straty wrogowi. Łucznicy trafiali w cele, lecz nie znali się zupełnie na taktyce i wybierali cele, które nie mogły im zagrozić.
Tylko jeden z całego oddziału sprawnie machał mieczem i wyrąbywał sobie drogę dojścia do swoich dowódców.
Walka trwała i w przeciwieństwie do napastników, którzy ponosili minimalne straty, ludzie padali jak uciekający przed grabieżcami chłopi.
Z każdym zabitym przez Kyrina, Mekala, lub Virdisa elfem, pojawiał się kolejny, wypoczęty wojownik, podczas gdy oni opadali z sił.
Ostatni łucznik, dźgając strzałą swojego wroga padł na ziemię z rozciętą twarzą i krwawiącym ramieniem.
Teraz cała agresja i siła elfów skupiła się na ostatniej czwórce: starym oficerze, niewprawnym w walce młodziku, jedynym rekrutem, który umiał utrzymać miecz w ręku i zmęczonym magu, który z każdym kolejnym zaklęciem mógł zemdleć.
Sprawa była przesądzona. Jedyne co mogli zrobić, to zadać jak największe straty wrogowi.
Stanęli plecami do siebie i czekali, aż wrogowie podejdą bliżej.
Mag rzucił kilka kuli energii, którymi zabił trzy elfy i ranił dwa i upadł na ziemię. Zmęczony, ledwo trzymając się na nogach chwycił za swój sztylet i ruszył przed siebie.
Reszta poszła w jego ślady.
Kyrin stanął naprzeciw trójki młdych elfów, trzymających w rękach jednoręczne miecze.
Mógł ich razić z większej odległości, ale szybkie ciosy elfickiego oręża były praktycznie nie do zablokowania dla ciężkiego, dwuręcznego miecza.
Złapał mocniej za rękojeść i zamachnął się ścinając głowę pierwszego nieszczęśnika, który stanął na drodze jego ostrza.
Niestety, pozostała dwójka nie zlękła się i przystąpiła do kontrataku.
Z trudem odbijał kolejne szybkie ciosy i nawet udało mu się rozciąć pierś jednego ze swoich wrogów, lecz w końcu musiał ulec coraz szybszym i silniejszym ciosom krótkich mieczy.
Najpierw ostrze zatopiło się w karku generała, lecz ześlizgnęło się i nie zdążyło wbić się głęboko. Później dostał w lewy policzek, aż wreszcie prosto w serce.
Zbroja nie była zbyt dużą przeszkodą dla elfickiego, hartowanego ostrza.
Kyrin wbił miecz w swojego przeciwnika i puścił go, nie mając więcej sił.
Życie uchodziło z niego z każdą sekundą. Padł na kolana i skonał w walce, tak jak zawsze pragnął.
Mekal ze swym krótkim sztyletem zdołał ranić zaledwie dwóch wrogów i zabić jednego, nim przeszyło go ponad sześć ostrzy.
Gdy mag upadł na ziemię, pozostała magia, którą pozostawił na wypadek śmierci pochłonęła jego ciało i poraziło wszystkich w obrębie kilkudziesięciu metrów.
Nieznany wojownik po krótkiej walce poległ, nie znając prawie w ogóle żadnych zastaw i siekąc bezmyślnie wszystkich wokół. Nie miał zbroi, toteż ostrza wrogów poraniły go tak, że upadł na ziemię wspierając się na mieczu i został ścięty przez jakiegoś elfa.
Na placu boju pozostał już tylko Virdis.
Cały czas siedział na koniu, więc miał przewagę nad wrogami.
Niestety panika i strach wypełniła jego serce i planował ucieczkę.
Jego plan spalił na panewce, gdy jego koń padł raniony elfickimi pikami.
Gdy młodzik wygramolił się spod wierzchowca otoczyło go kilku wrogich wojowników. Wstał i wybił ich wszystkich. Szkolony przez swego ojca za młodu w szermierce, bez problemu podołał elfom z krótszymi mieczami.
Niestety jego wrogowie nie wyciągnęli jeszcze ostatecznej broni.
Za egzarchą elfickim stało trzech łuczników, którzy napinali cięciwy i celowali w niego.
Gdy elfy puściły cięciwy, przed oczami Virdisa przetoczyło się całe jego życie.
Strzały dosięgły celu raniąc go w rękę, nogę i brzuch.
Upadł na plecy i zobaczył podchodzącego do niego egzarchę elfów, a potem już tylko ciemność...

***

Virdis otworzył ostrożnie oczy. Zobaczył nad sobą najpiękniejszą istotę na świecie.
- Aniele, powiedź mnie do Pana... – wyszeptał
- Nie jestem aniołem. Na razie zostajesz tutaj. – Zielonooka kobieta o ognistych włosach, które okryte były zielonym kapturem przyszytym do szaty uśmiechnęła się subtelnie.
- Jak? Tyle strzał... – kobieta uciszyła go gestem i zabrała się za opatrywanie ran niemalże poległego wojaka.
- Odpoczywaj... Straciłeś dużo krwi...
Dziewczyna kontynuowała, lecz Virdis zemdlał.


Impares nascimur, pares morimur, Imperare sibi maximum est imperium & In libris libertas

Offline

 

#2 2010-01-17 15:22:55

 Lux

Administrator

Zarejestrowany: 2009-11-30
Posty: 98
Punktów :   

Re: Syny potępione

Dobra to zabieram się za ocenianie. Jutro nie idę do szkoły więc jest czas.

Ci ludzie byli przymuszani do służby wojskowej, gdyż nikt nie chciał iść na pewną śmierć z rąk elfickich łuków.
Ci „dzielni wojowie” pochodzili z zakonu."

Powtórzenie i ogólnie pierwsze zdanie jakieś takie dziwne.

Zaraz po rozpoczęciu wojny i po sromotnej klęsce pod Entorem, król zakazał skazywania ludzi na śmierć, lub okaleczające tortury, a zamiast tego rozkazał zsyłać ich do zakonów karnych, gdzie poprzez modlitwę i ciężką pracę wracali na drogę prawości.

Jeśli już to ...lub stosowania okaleczających tortur... ,


Przynajmniej w teorii...

Przynajmniej w teorii zakazał? Czyli w w praktyce nic nie powiedział? Chyba chodziło ci o to, że te wszystkie metody były stosowane tylko w teorii.


Tak naprawdę przygotowywali ich pobieżnie do walki, dawali miecz, bądź łuk, czasem nawet zbroję i wysyłali na front pod wodzą generała, oficera i maga.

Jakoś dziwnie to brzmi, szczególnie to, co pogrubiłem. Taka wyliczanka jakoś mi nie pasuje.

Sam zdjął zbroję, położył obok siebie miecz i po chwili chrapał w najlepsze pozostawiając resztę obowiązków na barkach Mekala.

W terenie raczej się zbroi nie ściąga. Nie dość, że wojna, to jeszcze strasznie dużo z tym zachodu. A gdyby to była zbroja płytowa, to w ogóle samemu ściągnąć nie da rady.


Wojowie, których prowadzili zbierali się jeszcze w bezładną kolumnę, lecz najwyraźniej zrezygnowali i ruszyli w luźnym szyku za swoimi przewodnikami.

Też dziwnie. Zamiast tego i lepsze będzie bo.

Pójdziemy do tawerny, wypijemy piwko i pójdziemy do klasztoru po kolejnych.

Tu wiadomo o co chodzi.

Gdy Kyrin się pozbierał złapał za swój dwuręczny miecz i stanął w postawie obronnej, czekając na atak.

Dwóręczny miecz nie dla jeźdźca. Lepiej półtoraręczny.

Rekruci padali jeden po drugim czyniąc niewielkie straty wrogowi. Łucznicy trafiali w cele, lecz nie znali się zupełnie na taktyce i wybierali cele, które nie mogły im zagrozić.

Wiadomo.

Sprawa była przesądzona. Jedyne co mogli zrobić, to zadać jak największe straty wrogowi.
Stanęli plecami do siebie i czekali, aż wrogowie podejdą bliżej.

Znowu wiadomo.

Mag rzucił kilka kuli energii, którymi zabił trzy elfy i ranił dwa i upadł na ziemię.

To jest kwestia sporna, ale ja bym napisał, że zabił trzech elfów, bo ,,trzy elfy" to brzmi jak odniesienie do przedmiotów, a nie żywych istot.

Zbroja nie była zbyt dużą przeszkodą dla elfickiego, hartowanego ostrza.

\

Lepiej hartowanej stali, bo ostrza już gdzieś wcześniej były.

Mekal ze swym krótkim sztyletem zdołał ranić zaledwie dwóch wrogów i zabić jednego, nim przeszyło go ponad sześć ostrzy.

To pogrubione możesz w ogóle usunąć, albo chociaż bez ,,ze". I tutaj też powtarza się ostrzy.

Gdy mag upadł na ziemię, pozostała magia, którą pozostawił na wypadek śmierci pochłonęła jego ciało i poraziło wszystkich w obrębie kilkudziesięciu metrów.

Trochę zamieszania z tym pozostawianiem.

Niestety panika i strach wypełniła jego serce i planował ucieczkę.

Za dużo tych i.

Jego plan spalił na panewce, gdy jego koń padł raniony elfickimi pikami.

Znowu wiadomo.

Gdy młodzik wygramolił się spod wierzchowca otoczyło go kilku wrogich wojowników. Wstał i wybił ich wszystkich. Szkolony przez swego ojca za młodu w szermierce, bez problemu podołał elfom z krótszymi mieczami.

Chyba trochę zbyt nagle to zakończyłeś. Nie mógł wcześniej wstać i wybić ich wszystkich?

Niestety jego wrogowie nie wyciągnęli jeszcze ostatecznej broni.

Całe zdanie nie za bardzo mi się podoba. Szczególnie to wyciąganie. Lepiej użyli, czy coś takiego.

Za egzarchą elfickim stało trzech łuczników, którzy napinali cięciwy i celowali w niego.
Gdy elfy puściły cięciwy, przed oczami Virdisa przetoczyło się całe jego życie.

Wiadomo.

No i chyba tyle. Strasznie namieszałeś pod koniec tego środkowego fragmentu. Właśnie w tym miejscu ciężko się czytało. Ogólnie ciekawe i całkiem przyjemnie się czytało. Błędy, które wskazałem są tylko moją opinią więc nie musisz się z tym zgadzać. Powodzenia w dalszym pisaniu. ;D


,,Świetlistymi istotami jesteśmy. Nie tą surową materią."

Offline

 

#3 2010-01-17 15:55:14

YoungWriter

Administrator

Zarejestrowany: 2009-11-30
Posty: 116
Punktów :   

Re: Syny potępione

To dość dawno było. Teraz już powtórzenia są u mnie rzadkością, więc widać poprawę, a i wiedza się rozszerzyła, więc takich błędów jak wymieniłeś też mało jest.

Dziękuję i nawzajem(ostatnie zdanie).


Impares nascimur, pares morimur, Imperare sibi maximum est imperium & In libris libertas

Offline

 

#4 2010-01-17 16:02:29

 Lux

Administrator

Zarejestrowany: 2009-11-30
Posty: 98
Punktów :   

Re: Syny potępione

Również dziękuję. Zapomniałem dodać jeszcze, że fajnie archaizujesz.


,,Świetlistymi istotami jesteśmy. Nie tą surową materią."

Offline

 

#5 2010-01-17 16:40:27

YoungWriter

Administrator

Zarejestrowany: 2009-11-30
Posty: 116
Punktów :   

Re: Syny potępione


Lata nauki... Jakoś samo przyszło.


Impares nascimur, pares morimur, Imperare sibi maximum est imperium & In libris libertas

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi

[ Generated in 0.015 seconds, 7 queries executed ]


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.otoja.pun.pl www.immortalsganja.pun.pl www.sekai-no-okama.pun.pl www.cs-wojak.pun.pl www.gaudiumforum.pun.pl